
Jak ptaki dbają o bezpieczeństwo samolotów? Rozmowa ze Sławomirem Pawłowskim
O swojej drodze pod prąd, bliskości przyrody, przygotowywaniu ptaków do służby na lotniskach i dbaniu o bezpieczeństwo pasażerów ze Sławomirem Pawłowskim* – sokolnikiem na lotnisku w Krakowie rozmawia Kamil Szyjka.
Kamil Szyjka: Skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie sokołami?
Sławomir Pawłowski: Zacznijmy od tego, że jestem chłopakiem ze wsi (śmiech). Oprócz tego zawsze przyroda była bliska memu sercu, czego oczywiście nie zawsze można powiedzieć o ludziach ze wsi. Odkąd pamiętam na tematy związane z przyrodą wiedziałem więcej aniżeli inni. Już w podstawówce potrafiłem zauważyć więcej zależności, skomplikowanych relacji i tym podobnych rzeczy, czyli to wszystko, z czego przyroda jest znana. Zawsze też ciągnęło mnie do tego, aby w jakimś stopniu iść pod prąd, nie poddawać się ogólnym nurtom.
Po szkole podstawowej trafiłem do Technikum Leśnego w Tucholi, gdzie wśród różnorakich kółek zainteresowań było między innymi koło sokolnicze i stwierdziłem, że to coś właśnie dla mnie, coś innego od „typowych” pasji.
Tak na marginesie: jakiś czas temu ktoś pytał mnie, skąd wzięło się u mnie zainteresowanie ptakami drapieżnymi, bo przecież normalni ludzie nie interesują się takimi rzeczami, tylko samochodami, komputerami i tak dalej. I co miałem odpowiedzieć? Że idę pod prąd? Że nie wszyscy muszą mieć „większościowe” zainteresowania? Że jestem nienormalny? To jest moja pasja którą żyję i chcę żyć cały czas.
Kamil Szyjka: Czym na lotnisku zajmuje się sokolnik?
Sławomir Pawłowski: Domyślnie sokolnik na lotnisku zajmuje się odstraszaniem ptaków, by te nie powodowały kolizji z samolotami. W praktyce jednak dbamy o to, aby żadne zwierzęta nie pojawiały się w na terenie lotniska.
Oprócz ptaków zdarzają się psy, koty, lisy, zające. Kolizja taka może się bardzo źle skończyć, gdyż po zderzeniu ptaka z samolotem mogą ulec uszkodzeniu różne systemy samolotu. W najlżejszych przypadkach skończy się tylko na krwawej plamie na skrzydle czy kadłubie, jeśli ofiarą zderzenia padnie jakiś mały ptaszek typu jaskółka czy skowronek. W sytuacjach najbardziej ekstremalnych uszkodzeniu może ulec silnik lub inny element konstrukcyjny samolotu.
Uszkodzenie takie, oprócz oczywistego zagrożenia dla zdrowia i życia pasażerów oraz załogi, niesie za sobą realne koszty związane z naprawą lub wymianą zniszczonych części, a także wszelkie inne perturbacje, jak opóźnione loty i przestoje maszyn.
Kamil Szyjka: Czy w Polsce jest dużo sokolników, pracujących na lotniskach?
Sławomir Pawłowski: Z tego, co mi wiadomo, niemal wszystkie lotniska cywilne (oczywiście mowa tu o lotniskach obsługujących poważne loty pasażerskie, a nie lotniskach „kameralnych”, gdzie od czasu do czasu lądują różne niewielkie awionetki) zatrudniają sokolników do ochrony swoich terenów. Sokolników zatrudnia się także na lotniskach wojskowych. Z moich szacunków wynika, że na wszelkiego rodzaju lotniskach na terenie całej Polski zatrudnionych jest ok. 30 osób.
Kamil Szyjka: Jak wygląda Twój przeciętny dzień w pracy?
Sławomir Pawłowski: Przychodzę rano do pracy i biorę do auta ptaka, który przewidziany jest na poranny dyżur. Może to być na przykład sokół lub jastrząb. Ptaka trzeba zważyć, aby ocenić, jak będzie współpracował z człowiekiem. Jeśli będzie zbyt głodny, czyli za lekki, a przez to za słaby, może nie mieć siły do pracy. Gdy z kolei będzie ważył za dużo, będzie leniwy i nie będzie miał też chęci do latania.
Wagę określamy dla każdego ptaka indywidualnie, gdyż każdy jest inny. Dodatkowo nieprawidłowa waga ptaka może wskazywać na jakąś ukrytą dolegliwość podopiecznego, taką jak infekcje, pasożyty. Przed pracą na nogę ptaka nakłada się mały nadajnik radiowy, aby można go było odnaleźć w przypadku, gdy zbytnio się oddali.
Z ptakiem „na pokładzie” patrolujemy teren lotniska i w razie potrzeby puszczamy go do latania, aby przepłoszyć pojawiające się inne ptaki i szkodniki. Jeśli zagrożenie znajduje się w pobliżu drogi startowej lub dróg kołowania, informujemy wieżę o zaistniałej sytuacji i wspólnie decydujemy, co dalej robić. Niekiedy wstrzymywane jest chwilowo lądowanie lub start, aby można było odgonić ptactwo na bezpieczną odległość.
Dyżur jednego sokoła trwa najczęściej ok. 3-4 godziny. Po tym czasie odstawiamy go do woliery, a do pracy bierzemy kolejnego. Każdy ptak pracuje w „swojej” porze dnia.
Kamil Szyjka: Jak porozumiewasz się ze swoim ptakiem? Czy istnieją jakieś ustalone dla wszystkich znaki?
Sławomir Pawłowski: O jakimś poważniejszym porozumiewaniu się nie ma mowy. Wszystko, albo przynajmniej zdecydowana większość opiera się na odruchach wyrobionych w trakcie wstępnego szkolenia ptaków. Ogólne założenie jest takie, że jastrzębie przylatują do sokolnika na wyciągniętą rękę z rękawicą a sokoły, z racji osiągania większych prędkości, przylatują na wabidło.
Kamil Szyjka: Jak wygląda przygotowywanie sokoła do takiej pracy?
Sławomir Pawłowski: Wyszkolenie sokoła do pracy na lotnisku niewiele odbiega od przygotowania go do polowania. Wyróżniamy 3 podstawowe etapy układania: ukrócenie, unoszenie i uwabienie.
Ukrócenie polega na przełamaniu wrodzonego lęku ptaka przed człowiekiem. Należy go przekonać, że ze strony człowieka nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo.
Unoszenie to przyzwyczajenie do siedzenia na rękawicy i na siedziskach, przyzwyczajenie do obecności człowieka, który w tym czasie może wykonywać różne czynności, niekoniecznie związane z obsługą ptaka, wreszcie przyzwyczajenie do różnych czynności wykonywanych bezpośrednio na ptaku: zakładanie czy zmienianie pęt, kaptura, dotykanie piór, łap i dzioba i tym podobne.
Uwabienie to nauczenie ptaka przylatywania do sokolnika na zawołanie lub inny dany znak. Na początku są to krótkie skoki z siedziska na rękawicę. Z czasem wydłużamy dystans, a także uczymy przylatywania na wabidło. Za każdy przylot ptak otrzymuje niewielki kawałek mięsa, jako nagrodę. Czynności te wykonujemy z ptakiem uwiązanym na cienkim lekkim sznurku, aby nam nie uciekł.
Wreszcie przychodzi czas puszczenia ptaka luzem. Resztę nauki ptak odbywa już latając swobodnie. Musi nauczyć się manewrować w powietrzu, latać przy wietrze, czyli tego wszystkiego, co jest niezbędne do poruszania się w trzech wymiarach.
W praktyce wszystkie te etapy zazębiają się ze sobą i przeplatają, więc nie sposób określić, kiedy kończy się jeden z nich, a zaczyna kolejny. Dość, że całość, czyli od rozpoczęcia układania do pierwszego puszczenia luzem, trwa nie więcej, niż półtora miesiąca.
Kamil Szyjka: Czy sokoły, których używasz w trakcie pracy, są jakoś specjalnie selekcjonowane?
Sławomir Pawłowski: Selekcję przeprowadzamy samodzielnie wśród ptaków, które trafiają do nas na lotnisko w zastępstwie tych, które z jakiegoś powodu „wypadły” ze służby. Przede wszystkim nie mogą być zbyt uparte, gdyż proces szkolenia do pracy nie może przeciągać się w nieskończoność. Ponadto nawet ułożony, czyli wyszkolony ptak może mieć jakieś swoje niepożądane zachowania, które mogą go wykluczyć z pracy na późniejszym etapie.
A więc: łatwość uczenia się i współpracy z człowiekiem, szybkie przystosowanie do warunków lotniskowych (hałas, a niekiedy spory ruch), posłuszeństwo to cechy, które pozwalają wykorzystać danego ptaka do pracy. Jeśli współpraca się nie układa, nie mamy innego wyjścia i trzeba się pozbyć takiego delikwenta.
Kamil Szyjka: Czy nie boisz się, że pewnego razu jeden z Twoich sokołów odleci i już nie wróci?
Sławomir Pawłowski: Jest to tak zwane ryzyko zawodowe (śmiech). Zawsze istnieje możliwość, że to nastąpi, ale w ten sam sposób można by rozpatrywać kierowców, elektryków i tak dalej. Można jednak stwierdzić, że dobre traktowanie podopiecznych zmniejsza potencjalne ryzyko ucieczki.
Kamil Szyjka: Czy w Twoim zawodzie również jest tak, że niejako „zaprzyjaźniasz” się z ptakiem, z którym każdego dnia pracujesz?
Sławomir Pawłowski: Świat przyrody rządzi się swoimi prawami i nazywanie poszczególnych relacji panujących w naturze nie zawsze jest poprawne, a co ważniejsze, pomiędzy poszczególnymi nazwanymi przez człowieka na sposób ludzki uczuciami nie zawsze występują takie same zależności, jak to ma miejsce w świecie ludzkim.
Ja mogę darzyć swoich podopiecznych uczuciem przyjaźni czy miłości, ale prawda jest taka, że sokoły tolerują towarzystwo człowieka jedynie z tego względu, iż mają zapewnione bezpieczne schronienie i pokarm, a przy tym nie ogranicza się w znaczący sposób ich wolności. Dlatego z ich strony trudno oczekiwać podobnych uczuć, jak ze strony człowieka. Jeśli zdarzy się, że jakiś ptak ucieknie, ja osobiście dość mocno przeżywam każdą stratę, ale sokół po prostu…poleciał.
Kamil Szyjka: Czy można powiedzieć, że to nie tylko zawód, ale przede wszystkim pasja?
Sławomir Pawłowski: Sokolnictwo to przede wszystkim pasja, a że pozwala przy okazji zarobić na życie, to też wtórnie zajęcie stało się niejako zawodem. Można jednak powiedzieć, że to coś więcej, niż tylko pasja. Sokolnictwo to styl, sposób życia.
Jeśli człowiek decyduje się na takie zajęcie, musi zdawać sobie sprawę, że przez cały czas będzie „uwiązany” do jednego miejsca. Nie można wybrać się na jakąś dłuższą wycieczkę (a często w ogóle nie można się nigdzie wybrać), gdyż trzeba zająć się ptakiem. Codziennie trzeba dać mu jeść, a w tak zwanym sezonie łowieckim, czyli w okresie, kiedy z ptakiem łowczym możemy polować na określoną zwierzynę trzeba wygospodarować dość czasu, aby wyjść w pole i, jak my to nazywamy, polatać z ptakiem, aby zapewnić mu ruch, a przez to dobrą kondycję fizyczną.
Krótko mówiąc każdy element życia codziennego trzeba dostosować do wymagań ptaka. Jeśli mamy pod ręką zaufaną osobę, możemy poza sezonem łowieckim wybrać się na jakiś urlop/odpoczynek a ów przyjaciel zajmuje się w tym czasie naszym podopiecznym. W tym czasie ptaki łowcze wymieniają upierzenie, a poza tym i tak nie możemy polować, więc następuje „okres spoczynkowy” gdy sokoły pozostają w wolierach i wystarczy tylko podrzucić pokarm. Jeśli więc ktoś jest w stanie nas w tym wyręczyć, to jest to niejako błogosławieństwo. W przeciwnym razie o wakacjach w Kanadzie można jedynie pomarzyć (śmiech).
Kamil Szyjka: Czego można życzyć każdemu sokolnikowi?
Sławomir Pawłowski: Sokolnicy życzą sobie kilku rzeczy: życzą sobie wysokich lotów. Jest to nawiązanie do sposobu polowania sokołów, które z dużej wysokości pikują, by strącić ofiarę. Przewagą sokoła w polowaniu jest właśnie wysokość i dobrze ułożony ptak w ciągu minuty od puszczenia z rękawicy powinien osiągnąć pułap wystarczający do ataku.
Życzą sobie tyle samo powrotów, co puszczeń, czyli aby za każdym razem ptak wrócił szczęśliwie do sokolnika, niezależnie od tego, czy uda się coś upolować, czy też nie. Natomiast pozdrowieniem sokolników jest „Chwal Ćwik”, gdzie „ćwik” to doświadczony ptak łowczy, który potrafi sobie poradzić z różną zwierzyną.
Kamil Szyjka: Życzę Ci więc w sposób pewnie najbardziej zbliżony do lotnictwa „tylu powrotów, co puszczeń”.
Sławomir Pawłowski: Bardzo dziękuję.
*Sławomir Pawłowski – od kilku lat pracuje jako sokolnik w Kraków Airport. Ukończył Technikum Leśne w Tucholi. Miłośnik przyrody i pasjonat lotnictwa. Pochodzi z Ciechanowa, obecnie mieszka w Krakowie.
Zdjęcia: Archiwum autora, Marcin Sigmunt.